Menu Close

Wunderwaffe Hitlera

Siedemdziesiąt lat po wojnie, gdy odtajniono niemieckie archiwa plany niezwykłych konstrukcji ujrzały światło dzienne. Nowe typy broni i uzbrojenia miały powalić aliantów i sprawić by III Rzesza trwała tysiąc lat.

Kwiecień 1945r.

Wojna ma się ku końcowi. Zwycięstwo odnosi III Rzesza. Hitler leci do Nowego Jorku eskortowany przez naddźwiękowe myśliwce. Obchody zwycięstwa zorganizowano tu, by tej niezwykłej chwili nadać godną oprawę. Naziści salutują ze Statuy Wolności. Nowy Jork leży w gruzach. Parada zwycięstwa odbywa się na Wall Street.

Tak mogłoby wyglądać zakończenie drugiej wojny gdyby spełniły się marzenia setek niemieckich naukowców. Konstruktora rakiet Wernera von Brauna, inżyniera, matematyka i fizyka Irene Saenger – Bredt, konstruktora samolotów Eugene Saengera czy nagrodzonego Noblem fizyka Wernera Heisenberga.

W latach dwudziestych i trzydziestych Niemcy dokonały olbrzymiego postępu w badaniach rakietowych. Stały się potęgą dystansując inne kraje nie przywiązujące tak wielkiej wagi do młodej i niedocenianej dziedziny wiedzy. W nieistniejących dzisiaj tajnych laboratoriach tysiące inżynierów, fizyków i chemików pracowało w pocie czoła korzystając z hojnych rządowych subwencji. Wkrótce najnowocześniejsze placówki badawcze Europy opuściły najgroźniejsze typy broni w historii. Mający skrzydła delta myśliwiec P 13 Alexandra Lippischa, czy wyprzedzający swą epokę o dziesiątki lat myśliwiec pionowego startu i lądowania,  lub „Silber Vogel” naddźwiękowy bombowiec międzykontynentalny. 

Nasuwają się pytania, jakim cudem Niemcy tak wyprzedziły inne kraje? Jakim potencjałem naukowym dysponowali? Czy niemiecka nauka mogła wygrać wojnę?

Rozpoczynając II wojnę światową Niemcy posiadały dwa niezaprzeczalne atuty. Pierwszym była doktryna Blitzkriegu, a drugim zaawansowane technicznie uzbrojenie. Na początku wojny strona niemiecka posiadała znacznie lepsze od przeciwnika czołgi, samoloty, okręty podwodne oraz zaawansowane badania lub procesy wdrożeniowe nowych broni.

Hitler był swego rodzaju wielbicielem a nawet maniakiem techniki. Był zawsze pod ogromnym wrażeniem nowoczesnych typów broni i uzbrojenia. Niemcy uważali, że jakość jest ważniejsza niż ilość, że to jakość pozwala odnieść sukces. Hitler wiedział jednak, że wiele nowych, rzekomo rewelacyjnych systemów broni, okazywało się taktycznym niewypałem. Jego nowatorskie bronie musiały być również największe, najpotężniejsze, godne wizji Germanii, a przecież nie zawsze prowadzi tędy droga do sukcesu.

Niemcy odnosiły sukcesy dzięki taktyce „Blitzkriegu”, ale III Rzesza była również pierwszym państwem które taką wagę przewiązywało do badań naukowych na rzecz wojska. Na polecenie Führera konstruowano, a czasem wdrażano do produkcji zupełnie nowe typy broni.

Pierwsze rakietowe pociski balistyczne. Pierwsze używane operacyjnie myśliwce odrzutowe, które miały pokonać alianckie maszyny z silnikami tłokowymi. Mające futurystyczny wygląd latające skrzydło Horten Ho 229, przodek amerykańskiego bombowca B-2, a nawet pilotowane przez samobójców latające bomby.

Wunderwaffe – czyli cudowna broń – to było propagandowe i polityczne hasło A. Hitlera w drugiej fazie wojny, któremu naziści podporządkowali ogromną machinę badawczą i przemysłową. Planując przygotowania do II wojny światowej, Niemcy stworzyli całą gamę doskonałego pod względem technicznym uzbrojenia. W połączeniu z nowatorską taktyką pozwoliło im to na odniesienie wielu sukcesów w Europie a także poza nią. Wehrmacht – szczególnie po zakończeniu pierwszej fazy wojny – miał do dyspozycji szerokie zaplecze przemysłowe, składające się z fabryk niemieckich jak i zakładów w krajach anektowanych i podbitych. Dopóki sprzęt wykorzystany w pierwszych podbojach nie stał się przestarzały, niemiecka armia nie miała większych problemów w dziedzinie zaopatrzenia i uzupełniania strat.

Pośrednim skutkiem takiego stanu rzeczy była, jak się później okazało – nieprzemyślana dyrektywa A. Hitlera, wydana latem 1940 r., dotycząca zaprzestania prac nad konstrukcjami, których wprowadzenie do służby zajęłoby dłużej niż 12 miesięcy. Miało to opłakane konsekwencje dla wszystkich zaawansowanych programów zbrojeniowych, jako że straconego czasu nie można było już nadrobić.

W początkowej fazie wojny alianci zostali zaskoczeni. Ich raczkujący program rakietowy wypadał nader blado w porównaniu z niemieckim. Laboratoria i poligony Niemcy wybudowali na niewielkiej wyspie na Bałtyku. Tutaj opracowano pierwsze na świecie samoloty pociski. Lecz nie tylko one powstawały na bałtyckiej wyspie. Niemcy uczynili z cichego Peenemünde swój najtajniejszy ośrodek badawczy. Tutaj powstawały silniki odrzutowe i rakiety. Tu urodziła się broń odwetowa.

Peenemünde miało idealną lokalizację, było na peryferiach Rzeszy. Próby można było przeprowadzać nad otwartym morzem bez obaw, że o ich wyniku dowiedzą się alianci. Istnienie miasteczka naukowców w Peenemünde było tajemnicą państwową. Wybudowano tu osiedle dla naukowców i techników, a także baraki dla więźniów z obozów koncentracyjnych, którzy tu pracowali i umierali dla dobra Rzeszy. Naukowcy i technicy nie byli oczywiście niewolnikami, jednak los ich rodzin zależał od współpracy z nazistami. 

Peenemünde to nazistowskie Los Alamos i Cape Canaveral.

Rok 1943.

Alianckie lotnictwo bombarduje Niemcy. Hitler nadal jednak wierzy w zwycięstwo. Naziści stworzyć chcą broń masowej zagłady, mogącą niszczyć cele nawet po drugiej stronie Atlantyku. Joseph Goebbels minister propagandy Rzeszy obiecuje zwycięstwo i zemstę. Goebbels zapowiada też rychłe użycie broni odwetowej. Miała być ona odpowiedzią na ofensywę powietrzną amerykańskiego i brytyjskiego lotnictwa.

Broń odwetowa nr 1 czyli V-1 to pocisk manewrujący rozwijający prędkość ponad 600 km/h. Po starcie z wyrzutni katapulty uruchamiał się silnik marszowy. Pocisk naprowadzany był na cel przez żyrokompas. Po pokonaniu założonego dystansu rakieta wchodziła w ostre nurkowanie. Odcinany był dopływ paliwa do silnika – nagła cisza zapowiadała wybuch.

Z 8 tys. wystrzelonych bomb, 2 tys. osiągnęło cel – zazwyczaj był to Londyn. Pociski V-1 spadały na Wlk. Brytanię w latach 1944 – 45. Tysiące ludzi zginęło i odniosło rany. V-1 zniszczyły setki domów, szpitali, fabryk. Często ich ofiarami padali przechodnie. Anglicy ukrywali się w schronach, piwnicach, tunelach metra. Co trzecia z wystrzelonych bomb zabijała. V-1 wywoływały pożary, awarie instalacji gazowych, wodociągów. Przez wiele miesięcy terroryzowały londyńczyków. Tzw. latająca bomba była wielkim sukcesem nazistowskich naukowców. Brakowało jej jednak celności. Aby mogła niszczyć zgrupowania wojsk lub konwoje musiałaby być pilotowana. Hitler obiecał Niemcom, że broń V odmieni kolejne wojny. Na V-1 zamontowano kabinę pilota i stery powstał „Reichenberg” broń samobójców. Nie została jednak użyta operacyjnie. Trudno było nią latać. Nie była to broń która mogłaby wygrać wojnę.

Po wielu latach odnaleziono plany pilotowanej wersji V-1. W Bawarii powstało kilka „Reichenbergów”. Trafiły do muzeów.  Powojenna replika może latać. Ciągle jednak brak chętnych.

W 1944r. Naziści pierwszy raz użyli operacyjnie bomb V-1 sugerując, że istnieje broń V-2 i właśnie w Peenemünde człowiek uczynił pierwszy krok ku podbojowi kosmosu. Dr. Werner von Braun skonstruował rakietę A4, noszącą później oznaczenie V-2.

Von Brauna niezbyt interesowało, że jego V-2 może niszczyć cele w Wlk. Brytanii. Pochłaniała go kwestia aerodynamiki, napędu, siły ciągu, chłodzenia silnika. Chciał wysłać człowieka w przestrzeń kosmiczną. Było to jego marzenie, pasja życia. interesowały go problemy techniczne, a nie przebieg wojny. Ważne było dla niego rozwiązanie problemów z aerodynamiką, sterowaniem, czy napędem. Pocisk balistyczny nie był dla niego bronią lecz pojazdem kosmicznym. Niemiecki naukowiec nie mógł jednak odmówić Führerowi. Co go zresztą wcale nie tłumaczy.

Gdy von Braun prowadził prace badawcze, w Stanach Zjednoczonych mało kto interesował się rakietami. A w tym czasie w Peenemünde powstawał pierwszy balistyczny pocisk rakietowy. We wrześniu 1944r. Niemcy zaczęli odpalać rakiety V-2. Napędzały je silniki na paliwo płynne.

Rozmaite armie od stuleci używały rakiet. Materiałem pędnym był jednak zawsze proch. Niemcy jako pierwsi zastosowali paliwo płynne. Pozwoliło to znacząco zwiększyć zasięg rakiet i możliwości ich użycia operacyjnego. Pojawienie się nowej broni całkowicie zmieniło oblicze wojen. V-2 zabiły ponad 7 tys. ludzi. Budziły przerażenie. Atakowały bez ostrzeżenia. Rozwijały prędkość ponad 5 tys. km/h. Nie mogły więc ich zniszczyć samoloty ani artyleria lufowa. 

O wyniku wojny zadecydowało, że Niemcy nie rozwijały broni typowo defensywnej. Ci, którzy sprzeciwiali się nazistom mogli mieć kłopoty. Nie można było opracowywać broni defensywnych, bo to sugerowałoby, że wojna jest przegrana. Prawda była jednak taka, że Niemcy przegrały.

Rok 1944. amerykańskie samoloty atakują ciężarówki przewożące elementy jednej z cudownych broni Hitlera. Jest to „Taifun” pierwszy na świecie pocisk klasy ziemia- powietrze, który mógł niszczyć alianckie bombowce. Gdyby w roku 1943 Niemcy skupiły się nie na pracach nad pociskiem V2, który mógł atakować cele w Wlk. Brytanii, lecz nad „Taifunem”, to mogliby stworzyć zintegrowany system obrony przeciwlotniczej i powstrzymać aliancką ofensywę bombową.

Pierwsze odpalenia „Taifunów” odbyły się w Peenemünde w roku 1944. Pocisk był tani. Dwumetrową rurę wypełniono materiałem wybuchowym i paliwem. W 14 sek. pokonywał 10 km. W 1945r. miało ich powstać milion. Były to jednak plany nierealne.

Niemcy konstruowali broń by wygrać wojnę, a nie bronić się jak najdłużej. Nie skoncentrowali sił i środków. Nie wykorzystali zasobów intelektualnych, każdy podejrzewał każdego. Było w tym za dużo polityki, a miliony „Taifunów” mogły obronić Rzeszę przed atakami lotnictwa sprzymierzonych.

Naukowcy nazistowskich Niemiec opracowali wiele rewolucyjnych konstrukcji. Większość nie weszła jednak do produkcji. Nawet dzisiaj przeglądając te projekty trudno uwierzyć, że mają przeszło 70 lat. Gdy Hitler doszedł do władzy lotnictwo miało 30 lat. Niemcom natomiast udało się opracować maszyny które o dziesięciolecia wyprzedzały swój czas. W czasie wojny uruchomili produkcję maszyn , które otworzyły nowe rozdziały w historii lotnictwa.

„Arado” Ar 234 pierwszy zastosowany operacyjnie bombowiec o napędzie odrzutowym. Arado był drugim samolotem odrzutowym napędzanym przez silniki Junkersa „Jumo 004” był lekki i czysty aerodynamicznie. Pilot był bombardierem, nawigatorem i strzelcem pokładowym. Latało się nim przyjemnie. Był łatwy w pilotażu. Każdy kraj chciałby mieć taką maszynę.

Pracujący w Monachium dr Alexander Lipisch, który w latach 30. konstruował szybowce, opracował napędzany silnikiem rakietowym myśliwiec przechwytujący ME-163 Komet.

Inny samolot Messerschmitta ME-262 – pierwszy użyty operacyjnie samolot odrzutowy był o ponad  200 km/h szybszy od maszyn alianckich. Był to wówczas najbardziej technologicznie zaawansowany samolot.

Wiele nowatorskich rozwiązań technicznych wymusiła na Niemcach aktualna sytuacja militarna. Po inwazji w Normandii, gdy alianci zajmowali kolejne lotniska Niemcy zwrócili uwagę na pionowzloty. Maszyny mogące startować pionowo, a później już w locie poziomym atakować wroga. Nie musiały tracić czasu na klasyczny start i nabieranie wysokości. W biurze konstrukcyjnym Focke-Wulfa powstał projekt takiego samolotu napędzanego trzema silnikami strumieniowymi na końcu płatów. Najbardziej niezwykły pionowzlot znaleziono jednak w Peenemünde.

To nazistowskie UFO.

Po latach urządzenie opisano w magazynie „der Spiegel”. Na zlecenie SS skonstruował je Rudolph Schriever . Latający talerz Schrievera miał prawie 15 m. średnicy. Napędzany był zaś przez trzy silniki pulsacyjne. nie zbudowano jednak nawet prototypu.

Tropem niemieckich latających talerzy dotrzeć można jednak do górnej Austrii. Znaleziono tutaj urządzenie w kształcie dysku, nie potrzebujące paliwa. Aby wygenerować siłę ciągu wykorzystano zjawiska wirowe. Miał to być zupełnie nowy rodzaj napędu, opracowany przez Wiktora Schaubergera w oparciu o obserwacje ryb płynących w górę strumienia. Badając ruchy wirowe opracował silnik wykorzystujący podciśnienie,  który generował ciąg choć nie zachodziło w nim zjawisko spalania. Rewolucyjny silnik nie popychał samolotu, a raczej ciągnął go do przodu. Nosił nazwę „Repulsin”. Miał być czymś w rodzaju komory w której zachodziłyby reakcje na poziomie cząsteczkowym powodujące powstawanie podciśnienia.

Nawet dziś pomysły Austriaka trącą science-fiction, ale w czasie wojny znalazły się w orbicie zainteresowań nazistowskich konstruktorów broni. Wiktor Schauberger trafił do obozu koncentracyjnego Mauthausen, gdzie opracowywał silniki lotnicze i okrętowe.

Repulsin” nie miał zastosowania militarnego. Był to napęd sam w sobie. Jednak inne konstrukcje jego twórcy służyły brunatnemu wojsku.

W utajnionej korespondencji pomiędzy nazistowskimi decydentami a płk. Luftwaffe, Schröderem-Stranzem znajduje się opis cudownej broni, która może zabijać, leczyć i ma zastosowanie w poszukiwaniach ropy. Pułkownik wielokrotnie miał polecać swój wynalazek. W ostatnich dniach III Rzeszy zainteresowało się nim SS. Wydawało się, że to science-fiction. Broń miała przebijać nawet najgrubsze pancerze i zestrzeliwać samoloty. Miejsce przeprowadzenia testu utajniono. Skrzynie załadowano nocą, tak ażeby cała operację przeprowadzić w tajemnicy. Były w nich rzadkie metale i liczniki Geigera. O brzasku pewnego marcowego dnia konwój ruszył. Jeśli broń będzie działać, Schröder-Schranz otrzyma wsparcie finansowe. Tylko pułkownik wie jak działa tajemnicza broń. Kamieniołomy w górach Harzu. Z zachowanych dokumentów nie wynika jak wyglądała broń. Zapewne przypominała działo, a z końca lufy strzelał niewidzialny promień. Schröder-Schranz użył promieni rentgena. Mimo wojennych trudności nazistowscy naukowcy mieli dostęp do rzadkich metali i skomplikowanych instrumentów pomiarowych. Wg. świadka z lufy wydobyła się błyskawica, którą rejestrowano w odległości 40 km. SS i Schröder-Stranz triumfowali. Cała dokumentacja jednak zniknęła a pododdział rozwiązano w październiku. 

Nie ma jednak wątpliwości, że na rozkaz Hitlera Niemcy przystąpiły do desperackiego wyścigu, kto pierwszy zbuduje bombę atomową.

Rok 1943.

W Peenemünde naukowcy wciąż spokojnie pracują, lecz świat się odmienia. Na froncie wschodnim Niemcy ponoszą klęskę pod Stalingradem. Rozpoczyna się odwrót ze Związku Radzieckiego.  RAF-u ustala Peenemünde – fabryki i wyrzutnie rakiet. Kompleks zostaje zbombardowany. Peenemünde nigdy nie odbudowano. Ewakuowano najważniejszych naukowców i sprzęt badawczy. Produkcję przeniesiono do podziemnych zakładów, których nie mogły zniszczyć naloty alianckie,

Stuttgart 1944r.

Niemcy pracują nad najgroźniejszą z broni. Bombą atomową. Naukowcy badają zjawisko rozszczepiania jąder atomu.

Po drugiej stronie globu w Los Alamos w stanie Nowy Meksyk działa amerykański ośrodek jądrowy. Także Stany Zjednoczone chcą skonstruować bombę, ale Niemcy mają znakomitego fizyka, laureata nagrody Nobla, Wernera Heisenberga.

On i jego koledzy tworzą „Klub uranowy”. Niemiecka armia ma jednak co do niego konkretne plany.

Na początku 1945r. Amerykanie nie wiedzą jak daleko zaszli Niemcy. Prowadzą operację „AlSOS”, której celem jest ustalenie czy naziści skonstruowali bombę.

Niedaleko Stuttgartu w piwnicach zamku Haigerloch Amerykanie znajdują reaktor atomowy, a także bloki uranu. Dowody zostają przewiezione do USA. Kilka miesięcy wcześniej do zamku dotarł transport ciężkiej wody stosowanej jako moderator w reakcjach jądrowych. Przywieziono ją z Norwegii. Mimo wysiłków norweskiego ruchu oporu transport dotarł na miejsce. Mając ciężką wodę i uran, naziści mogą rozpocząć budowanie bomby.

Marzec 1945r.

Marzenia obracają się w gruzy. Hitler jest zdesperowany. Zbliżają się alianci. Jedynym ratunkiem była broń jądrowa. Ten wyścig wygrali jednak Amerykanie. Bomba atomowa wybuchła w Nowym Meksyku.

Pod koniec wojny aliantów najbardziej interesowało jak daleko zaszli Niemcy w jej konstruowaniu. To było najważniejsze. Do Farm Hall przywieziono dziesięciu znakomitych fizyków atomowych. Tam dokonano analiz. Okazało się, że Niemcy nie mają bomby atomowej. Co więcej nie mają pojęcia jak działa.

Koniec Wojny
Adolf Hitler w końcu nigdy nie postawił stopy w Nowym Jorku, ale szef jego tajnego programu naukowego przemierzył Atlantyk i zmienił tam bieg historii.

W 1945 r., gdy amerykańscy i rosyjscy żołnierze zbliżali się do berlińskiego geniusza rakietowego, Werner von Braun i niewielka grupa jego najbardziej lojalnych towarzyszy musieli wybrać przeznaczenie; poddanie się Rosjanom, cyjanek lub sprzymierzenie z aliantami.

Wybierają Amerykę, a Werner von Braunod 1955r. już obywatel USA – kieruje raczkującym amerykańskim programem rakietowym. Dzięki niemu Ameryka wygrywa wyścig kosmiczny i wysyła na Księżyc pierwszego człowieka.

Oszałamiający postęp technologiczny i podbój kosmosu to prawdopodobnie nie jedyne, ale jedno z zasadniczych osiągnięć umysłów Peenemünde i jak się wydaje to właśnie z
 Peenemünde prowadzi na Księżyc prawie prosta linia. 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *